Przy okazji pisania artykułu na temat stania na nogach (TUTAJ) i pierwszego kroku (TUTAJ) uświadomiłam sobie, że przyda się Wam również opinia odnośnie do chodzików dla dzieci. Z kim bym nie rozmawiała, to mam wrażenie, że chodziki to już relikt przeszłości, że świadomość wywindowała w górę, ale wcale nie jestem tego taka pewna. Przeczytajcie więc, jeśli jesteście o… krok przed zakupem.

Dlaczego chodziki to temat kontrowersyjny

W niektórych krajach, takich jak Kanada, chodziki dla dzieci zostały całkowicie zakazane. Z jakiegoś powodu nie rekomendują ich także pediatrzy z różnych części świata. Chociaż badania nie są jednoznacznie na TAK lub na NIE, to być może najlepiej w takich sytuacjach odwołać się do zdrowego rozsądku. Warto więc zadać sobie pytanie zasadnicze: po co zaburzać rozwój swojego dziecka? Przecież chodzenie jest elementem długotrwałego procesu, do którego przygotowuje się mózg małego człowieka.

Niektóre dane z Wielkiej Brytanii czy USA wskazują, że rodzice umieszczają w chodzikach dzieci poniżej piątego miesiąca życia. Jak to działa na ich kręgosłupy? Jak to wypływa na ich stopy? Pewnie się domyślacie. Poniżej piątego miesiąca życia rzadko które dziecko jest w stanie samodzielnie siadać. Co z etapem raczkowania? Jak dziecko ma właściwie poznawać otoczenie, jeśli jest w jakimś sensie przyblokowane i nie ma pełnego zakresu ruchu? Przyznajcie, że entuzjazm trochę w obliczu tych argumentów opada. A to nie wszystko.

Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz

Funkcjonuje wiele przekonań, że chodziki są bezpieczne, bo chronią dziecko przed przewróceniem. Może i przed przewróceniem chronią, ale przed upadkiem ze schodów czy podestu już nie. Urazy w obrębie głowy i szyi również wliczają się do niebezpieczeństw, na jakie narażamy dziecko, stawiając je w chodziku. W momencie gdy dziecko wjedzie na ścianę, jego głowa i szyja są narażone na ryzyko, a dla pięciomiesięcznego maluszka jest ono wcale niemałe.

Stara prawda okazuje się jak najbardziej aktualna: jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz. I właśnie tutaj dochodzimy do ważnego argumentu przeczącemu sensowności kupowania chodzika. Jeśli osaczymy dziecko chodzikiem, to jak pozna świat i w jaki sposób go doświadczy? Jak zweryfikuje swoje możliwości, jeśli rzeczywiście jest… w kloszu, zamiast pod kloszem chowane? Fizyczne dolegliwości lub nieprawidłowości są poza wszystkim ukoronowaniem negatywów. Sądzę, że większość fizjoterapeutów będzie podobnego zdania, więc jeśli nie mnie, to ich posłuchajcie 😉

To, co rekomenduję, wziąwszy pod uwagę powyższe argumenty, to tzw. pchacze. Oczywiście na rynku jest ich cała masa. Dobrze przed zakupieniem jakiegokolwiek sprawdzić różne opinie i wybrać polecany.

Komentarze nieaktywne