…. i powiadam Wam, że nie ma się czego obawiać! Podczas zajęć dziecko odnajdzie we mnie najlepszą kumpelkę do zabawy. Będzie mógł urządzać sobie festiwal głupich (choć bardzo potrzebnych) min, rysować szlaczki, łączyć kropki i kreski. Poza tym mówić i opowiadać bez końca, a nawet wcześniej niż rówieśnicy rozpocząć naukę czytania i pisania. Artykuł sponsoruje Europejski Dzień Logopedy, który przypada każdego roku w dniu 6 marca, a tak naprawdę ogromna potrzeba zachęcenia Was, rodziców, do innego nieco spojrzenia na logopedię. Nie jak na przykry obowiązek, ale po prostu jak na wsparcie rozwoju Waszej pociechy. Tytuł jest przewrotny. Wiemy bowiem wszyscy, że dziecko samo do logopedy się nie zgłosi, musi mu w tym pomóc rodzic. No i tu postawię kropkę.

Kiedy do logopedy?

Zawsze wtedy, gdy Wy jako rodzice czujecie intuicyjnie, że coś jest nie tak z rozwojem mowy Waszego dziecka. Jeśli zauważacie, że jego rówieśnicy posługują się prostymi zdaniami, a Wasz maluch ledwo mówi “mama” i “tata”, to również wtedy. Nie ma co ufać obiegowym przekonaniom, że chłopcy zaczynają mówić później. Nieprawdą jest również, że w wieku 4 lat niemówienie “to przecież nic takiego”. Oczywiście – jest duża szansa, że dziecko nadgoni i zacznie mówić dużo i bez przerwy. W wyniku jednak opóźnionego startu w mowie wpada z rozpędu do grupy podwyższonego ryzyka, której grozi dysleksja. Nie dziwne! System fonologiczny, który świetnie mają opanowany dzieci rozwijające się w normie, dla dziecka z opóźnionym czy niedokończonym rozwojem mowy jest dopiero na etapie odkrywania.

Gdy już przyjdziecie do mnie lub innej logopedki/ innego logopedy (chociaż ten zawód jest wybitnie sfeminizowany), zostaniecie przepytani i wysłuchani. Te, wydawałoby się, dręczące pytania, mają wyłącznie na celu zdobycie podstawowych informacji na temat rozwoju Waszego dziecka. W zamian otrzymacie garść porad. Dowiecie się jak postępować w domu i na co dzień, jak pomóc własnemu dziecku w podobnym do innych dzieci lub nawet lepszym starcie w edukacji.

Gdy klamka zapadnie…

Kiedy już wizyta umówiona, dobrze jest, żebyście odpowiednio przygotowali do niej swoje maleństwo. Na początku mojej pracy zawodowej nie miałam tego w praktyce. Pojawiło się z czasem i było wręcz olśnieniem: by nieco zlęknionym i zaniepokojonym rodzicom, czyli Wam, przesyłać swoje zdjęcie. Zwykle proszę Was o to, byście je wydrukowali i powiesili na lodówce. Żebyście powiedzieli dziecku, kim jestem i po co się spotykamy. Każde dziecko czuje się pewniej, gdy już kogoś zna, choćby z fotografii, słynne słowa piosenki “znamy się tylko z widzenia” nabierają nieco innego sensu 🙂

Staram się również, chociaż nie zawsze mi się udaje, na pierwszą wizytę pojechać do mieszkania dziecka. Dlaczego? By przy całej złożoności i nieznajomości tak mojej profesji, jak i mnie samej, dzieci przynajmniej w kwestii przestrzeni czuły się bezpiecznie. To ważne, bowiem zadaniem każdego logopedy jest sprawić, by mały człowiek nie czuł strachu i dyskomfortu.

Gdy już się spotykamy, staram się przede wszystkim nawiązać kontakt z dzieckiem. Kiedy ewidentnie jest wycofane i odczuwa niepokój, zwracam się w stronę rodziców, by opowiedzieli o swoich obawach. Przeprowadzam z nimi wywiad na temat rozwoju dziecka. Zdarza się, że pytam się o rzeczy, które mogą zostać dziwnie odebrane, ale zapewniam, że są po coś. W momencie, gdy dziecko przyzwyczai się do mojej obecności, powoli wchodzimy w interakcję i bierzemy się do roboty!

“Co mi dolega doktorze?”

Z diagnozą bywa różnie. Czasami jest to kwestia korekty wymowy, a czasami o wiele większe zaburzenia. Jeśli to pierwsze, jestem w stanie określić mniej więcej, ile potrwa terapia, z czym będzie się wiązała, co czeka dziecko i rodziców. Prośba z mojej strony o stosowanie się do zaleceń, które zaprezentuję na spotkaniu, pojawia się zawsze. Jeśli to drugie, to postawienie diagnozy może rozwlec się w czasie. Formułuję jednak często hipotezy i pod nie tworzę plan działania.

Komentarze nieaktywne