Gdy powodowana różnymi argumentami trafiasz do logopedy ze swoim dzieckiem, to spodziewaj się, że się pojawią pytania o smoczek, butelkę i niekapek. Tak się jakoś utarło w naszym terapeutycznym zawodzie, że te pytania paść muszą. O smoczkach i karmieniu już trochę pisałam (np. TUTAJ). Niekapki przemycałam to tu, to tam, przy okazji. I może wreszcie dobrze jest wyjaśnić, dlaczego powinno się do tego tematu podejść z głową.

Niekapki. Inwestować czy nie?

To temat dyskusyjny i kontrowersyjny. Zresztą każdy logopeda może godzinami wymieniać wady rozmaitych akcesoriów dla niemowląt i małych dzieci. Chodzi jednak o konstruktywną ocenę, nie zaś o stwierdzenie “nie, bo nie”. Postaram się wymienić zalety i wady niekapka. Być może bilans zysków i strat przekona Cię do podjęcia decyzji.

Zacznijmy od zalet. Niestety jest ich niewiele i w zasadzie są one wyłącznie po stronie rodzica. Główną bowiem zaletą niekapków jest wygoda i skoro jesteśmy dorośli, to najwyższy czas to powiedzieć głośno: NIEKAPKI SĄ WYGODNE. Dla tych spośród Was, dla których estetyka jest kwestią istotną, drugą zaletą niekapków jest ich estetyka. Producenci naprawdę doskonale opanowali sztukę designu. Mamy niekapki różowe, niebieskie, mniejsze, większe, z bardziej lub mniej fikuśnym ustnikiem i uszami. Dostępne są niekapki z różnych tworzyw, z naklejkami lub gładkie. Cała gama przymiotników.

A teraz o wadach. Podobnie jak w przypadku smoczka, dziecko używając kubka niekapka trzyma ustnik między dziąsłami lub między zębami. Jest to sytuacja tożsama z ssaniem smoczka. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że dziecko przez niewłaściwą pracę języka będzie albo miało tzw. międzyzębówkę albo tendencję do wad zgryzu. Ponadto ssanie picia przez ustnik niekapka zamiast wygasić ten właściwy niemowlętom odruch, wyłącznie go wzmacnia. Praca warg i języka jest prawie bierna, co powoduje wyłącznie rozleniwianie się aparatu mowy. Mięsień okrężny ust nie jest odpowiednio stymulowany. Wystarczy przechylić niekapek, a płyn sam wpada do buzi. Brak pracy mięśnia okrężnego ust grozi hipotonią, a to już prosta droga do nienormatywnego oddychania. Wiadomo więc, że za tym rozleniwieniem nie idą właściwe wzorce, czy to połykania, czy to właśnie oddychania. Ważnym argumentem, żeby nie kupować jednak niekapka jest również groźba próchnicy, gdyż dziecko często trzyma ustnik dłużej niż powinno, a to środowisko licznych bakterii, które nie sprzyjają zębom.

Jeśli nie niekapki, to co?

Zwykłe kubeczki. Można je zakupić choćby w IKEA za nieduże pieniądze. Szykujmy się, że dziecko się sto razy obleje, nim opanuje tę sztukę, ale dzięki piciu z kubeczka nauczy się kontrolowania pobieranego płynu. Warto zaczynać od płynów gęstszych, kłaść kubek na dolnej wardze i próbować delikatnie zapoznawać dziecko z czynnością, tak, by płyn, który dostaje się powoli do jamy ustnej, był ściągany wargą górną. Nie możemy wlewać dziecku płynu w sposób gwałtowny, bo to może prowadzić do zachłyśnięcia. Więcej o piciu z kubeczka pisałam TUTAJ.

Komentarze nieaktywne